Sobotni wieczór... Cały tydzień czekałam na tą randkę, zapierdzielałam na umówione spotkanie na ryneczek do nas... O dziwo pojawił się... Pierwszy uścisk dłoni, pierwsze słowa i moja knajpka gdzie jest zajebisty klimacik. Rozmowa jak rozmowa... O życiu o pierdołkach... Trzecie piwo się zaczęło... Haha. Temat troszeczkę się zawęził do spraw typowo cielesnych... Zdziwiona byłam, że on nie chciał. Usłyszałam tylko słowa, że musi lecieć do domu...No ok - pomyślałam... Skoro tak, to idziemy. W przejściu przyciągnął mnie do siebie i zapytał czy chce seksu... no pewnie, że tak! Chciałam tego bardzo... Wziął mnie za rękę i poprowadził nad rzekę. Po drodze całowanie, to była bajka, jeszcze bardziej mnie podniecał macając mnie przez spodnie... Czułam podniecenie i chęć zrobienia czegoś niedobrego! Mmm... nad rzeką włożył mi rękę w majteczki i powiedział, że jestem już gotowa... Oj byłam. On też był gotowy... Położył mnie i rozszerzając mi nogi wszedł we mnie głęboko i bardzo szybko. Cudowne uczucie poczuć taki sprzęt między nogami... Zaczęłam poruszać bioderkami, on zaczął całować i ssać moje sutki... W pewnym momencie przerwał i powiedział żebym wzięła do buzi. No mnie nie trzeba prosić... Cipeczka rozpalona i gorąca. Mmm... Cudownie się robiło loda. Odwrócił mnie do siebie tyłeczkiem i na stojąco włożył w moją mokrą szparkę. No troszkę bolało bo miał czym sprawiać ten rozkoszny ból. Poruszał się we mnie coraz szybciej, jedną rączką pieścił moją muszelkę, drugą trzymał na tyłeczku... Czułam, że zaraz tryśnie... Wyciągnął swojego kutasa ze mnie i kazał klęknąć i zlizać soczki z niego. Przytrzymywał mnie za głowę jak mnie brał w usta... Trysnął mi w buzie... Nawet nie mogłam wypluć, poszło w gardło prosto... A komary??? potrzaskały pupę, nogi i ugryzienia przypominają mi o fajnych chwilach nad rzeką...